sobota, 11 stycznia 2014

   ROZDZIAŁ 1


Ojciec znów wrócił wcześniej! Pośpiesznie niczym Kowalczyk biegłam w stronę łazienki, od razu zakluczyłam drzwi.
-Córeczko!! G-g-g-g-gdzie się schowałaś!?-Słychać było, że się przemieszczał stojąc ledwo na nogach. Czuła, że był coraz to bliżej. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe! Strach wzrastał, a każda sekunda powodowała we mnie co raz to większa panikę! Choć powinnam się już przyzwyczaić, każdego dnia, o tej samej godzinie, czułam to sam, a nie raz nawet bardziej niż zwykle. Sama myśl o tym doprowadza mnie do aszaleństwa, ale cóż mam pocąć, gdy taki mój los, okrutny i w każdej chwili się pogarszał.
-Mam nadzieję, że już jesteś przy-przy-przygotowana!-Zbliżał się w stronę drzwi do łazienki. Przez dziurki na ich dole ujrzałam buty "ojca", teraz byłam już pewna, że stoi koło drzwi. Po woli przekręcałam kluczyk. W pewnej chwili zdałam sie na odwagę i z duża siłą i szybkością otworzyłam drzwi, które piznęły go prosto w łeb. Zaczęłam biec w stronę wyjścia, w tym czasie było tylko tylko słychać jak pada nie ziemie.
-JEST!!-Krzyknęłam uradowana i wybiegłam.
Choć wiedziałam, że jestem już bezpieczna, nadal biegłam. Dopiero po jakimś czasie stanęłam, wzięłam kilka głębokich oddechów, dla uspokojenia emocji, jakie w tym momencie odczuwałam. Teraz szłam truchtem kierując się prosto do Patrycji. Tylko Ona w takich, co ja gadam! We wszystkich sytuacjach potrafiła mnie wysłuchać. Nie musiała pocieszać, wystarczało mi tylko to, że była. Sama miała mnóstwo problemów, a ja Jej jeszcze swoimi dupę zawracałam, ale od czego ma sie przyjaciół, pomyłka przyjaciółkę. Oczywiście ja cała zamyślona, a przy tym niezdarna, jak zwykle wpadłam na jakiegoś typa.
-Uważaj może trochę co!?-Naskoczyłam na niego, bo jeszcze mi brakowało, żeby ktoś mi drogę blokował, gdy ja akurat się spieszyłam.
-Ja!? Jak to ty ma mnie wpadłaś!-Miał tupet nie ma co.
-Taa... bo najlepiej to niewinnego oskarżyć!-Nie popuszczałam mu, bo swoje wiedziałam, a nikt nie będzie mi kitu wciskał, a zwłaszcza taki ktoś jak on.
-Twierdzisz, że to wszystko moja wina?-Głos mu się trochę uspokoił, ale nadal był ostry.
-Nie mojego psa!- Ja nawet psa nie mam ,ale mniejsza o to. Może to było trochę nie fer, ale co ja się będę przyznawać...choć sama kłamstwa nie znoszę.
-No dobra...To ja już może więcej nic nie mówię. Koniec tematu, dziękuje, do widzenia!-I poszedł. No i dobrze co ja sobie będę nim dupę zawracać. Dalszą drogę do Patrycji pokonałam w ciągu kilkunastu minut. Wzięłam głęboki wdech i zadzwoniłam do drzwi.
-Chwilę!-Zawołał ktoś z mieszkania. Drzwi otworzyła mi Patka.
-Cze..-Nie zdarzyłam dokończyć, bo wzięła mnie w mocny uścisk.-Cześć-Wydusiłam jak już mnie puściła.
-Hej-Uśmiechnęła się, ale to był taki przymuszony uśmiech.-Jak dobrze, że jesteś.
-Co się starło?
-Ojciec.-To jedno słowo wystarczyło, żebym mogła się domyślić o co chodzi.
-Co znowu zrobił?-Zaniepokoiłam się.
-Nie tutaj, wejdź.-Mówiąc to ciągnęła mnie do środka za nadgarstek.-Słuchaj, bo...-Nie zdarzyła powiedzieć, bo ojciec jej przerwał.
-Kogo tam przyniosło!?-Wyszedł z salonu trzymając w ręku mieszkalne z drinkiem.
-Ojciec jak zwykle uprzejmy.-Powiedziała ironicznie.
-A kogo mu tu mamy! Kornelia długo cie bi u nas nie było!-Podchodził bliżej.
-Problemy osobiste.-Wydukałam. Niech no tylko jeszcze bliżej podejdzie,a obiecuję, że nie ręczę za siebie.
-A jakie to problemy dziewczyna w twoim wieku może posiadać.-Dopytywał, natręt -,-
-Kornelia jak nie chce to nie musi na twoje pytania odpowiadać!-zrobiła wzrok niczym wilk, który od dłuższego czasu nie jadł, a własnie wypatrzył zdobycz.
-A o tym czy chce to już nie twój interes bachorze!! Jesteś taka sama jak twoja matka!-ostro odpowiedział. Ten gościu doprowadza mnie za każdym razem do szału!
-Odpierdol się od mamy!-"Tak trzymaj Tysia! Nie daj się"-pomyślałam.
-O ty!! Takim tonem do mnie!?- i już chciał ja uderzyć, gdyby nie to, że zajebałam mu nogą w krocze. Puścił szklankę, padł na kolana i złapał się za poszkodowane miejsce. Ja dziś wszystkich leje, ale w obronie własnej i najbliższych.
-Choć szybko!-złapałam Patrycję za rękę, gdy ta z szeroko otwartymi oczami i otworzoną lekko buzią znieruchomiał całą akcją. Wybiegłyśmy na zewnątrz, kierując się prosto do parku.-Dobra stój! Tu już nas na pewno nie dopadnie.-byłyśmy do połowy przechylone opierając się o kolana.
-Masz cela-uśmiechnęła się.
-Dzięki.-spojrzałam na nią.Nagle Patrycja się wyprostowała.
-Ja już dłużej tego nie wytrzymam!-mówiąc to przytuliła się do mnie ze złazami w oczach.
-Wytrzymaj jeszcze te dwa tygodnie, do moich urodzin, w tedy wynajmiemy razem mieszkanie.-uspokajałam ja ale wiedziałam, że na marne.
-Gdybym miała u kogo się podziać przez ten czas to bym to zniosła, ale z nim...nawet nie ma minuty w spokoju!-tak się rozryczała, że ledwo ją rozumiałam. Minęło kilka minut zanim Tysia się trochę uspokoiła. Przez ten czas się przytulałyśmy.
-Dobra ta.-puściła mnie i przetarła zły rękawem od bluzy.-lepiej mów jak tam u Cb?-milczałam od razu mi się przypomniało co zaszło w domu albo raczej do czego na szczęście nie zaszło.
-Noc się nie zmieniło...cały czas to samo.-spuściłam głowę w dól.Przytuliła mnie.
-Jakoś to będzie.-ale obydwie wiedziałyśmy, ze nie będzie.
-Te przeklęte dwa tygodnie będą trwały jak wieczność, że też musiałam się tak późno urodzić!

Po kilku godzinnej rozmowie dodałam:
-Wiesz może, która godzina?-zapytałam, żeby odejść już od tych przygnębiających tematów.
-No..zbliża się dwudziesta pierwsza.-schowała telefon do kieszeni.
-Wiesz, że nie chcę, ale muszę iść już do "domu"-zrobiła palcami w powietrzu cudzysłów.
-Wiem...-zrobiła smutna minę.
-Ej! Nie martw się, jutro będzie lepiej.-uśmiechnęłam się. Znów się przytuliłyśmy, po czym dodałam-musi.


Otworzyłam drzwi ze strachem, uchyliłam lekko głowę na obczajenie terenu. "Ojciec" spał tam, gdzie padł. Nie ruszył się nawet o milimetr, to dobra wiadomość, chyba... Podeszłam sprawdzić czy żyje. Uchyliłam się nad tym.
-Braumw!-odskoczyłam.
-Spokojnie, to tylko taki odruch.-robiłam głębokie wdechy i wydechy. Z tych nerwów juz mówiłam sama do siebie, ale ten jego krząk dał znać, że żyje. Ulżyło mi...chociaż..? Przeszłam przez niego, rozwalił sie na całej podłodze, poszłam do swojego pokoju. Tam wskoczyła do łóżka i od razu zasnęłam.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


PRZEPRASZAM WAS ŻE TAK DŁUGO CZEKALIŚCIE! Ale mó brat cały czas miał za konfiskował sobie laptopa -.- ale ukradkiem udało mi się dodać posta! Dla  Was! ;**

No to ten pierwszy z głowy. Teraz mam nadzieję z górki, ale żeby lepiej szło musza być komentarze, bo nie wiem czy to ma w ogóle jakis sens ten mój blog, więc piszcie co i jak :) POZDRAWIAM! ;**





2 komentarze:

  1. natknęłam się tu prze przypadek i podoba mi sie :)
    Świetny rozdział :)
    Czekam na nn :)
    Buziaki:*
    http://powrotyirozstania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo ciekawie sie zaczyna :)
    Czekam na kolejny tymczasem zapraszam do siebbie: http://pamietnikzdortmundu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń